Ludzkość toczy nawodne bitwy już od ponad trzech tysiącleci, a pierwszym takim udokumentowanym morskim starciem było według źródeł rozgromienie przez Suppiluliumę, króla Hetytów, cypryjskiej floty i podpalenie ich jednostek handlowych. Tak rozpoczęła się długa marynarska tradycja nawodnych starć i plądrowania morskich szlaków handlowych niefortunnych sąsiadów.
Oczywiście to cywilizacje z rozwiniętymi liniami brzegowymi lub sporą liczbą wysp zwykły (choć nie zawsze) rozwijać tradycję barwienia morza czerwienią, zanim zdążyli się tego nauczyć ich bardziej pechowi sąsiedzi. I tak wiosłowe okręty starożytnej Grecji oraz Kartaginy opanowały Morze Śródziemne, taranując lub abordażując (czyli mordując się podobnie jak armie na suchym lądzie) przemierzające akwen statki przeciwników. W starodawnych Chinach opracowano bojowe dżonki, ale pełnoprawna chińska flota musiała poczekać na swe narodziny aż do XII wieku, kiedy rządy sprawowała dynastia Song. W międzyczasie prymat na okolicznych morzach wiodła dynastia Chola ze średniowiecznych Indii.
Kiedy przez Europę przetaczał się średniowieczny walec, część jej nacji cieszyła się już dumnymi marynarskimi tradycjami: Wikingowie, Holendrzy, Hiszpanie czy Portugalczycy. Pozwoliło im to na odkrywanie odległych krain i wyrzynanie rdzennej ludności, by zrobić miejsce na osady dla Europejczyków. Kogi, karawele i karaki nie tylko odesłały do lamusa jednostki wiosłowe, ale były też zdolne do przemierzania bezmiarów otwartych mórz. Nikogo też raczej nie zaskoczyło, kiedy te obeznane z falami królestwa zdołały zorganizować imponujące morskie imperia handlowe, gdy średniowiecze poczęło ustępować renesansowi.
Później pojawił się proch strzelniczy, zmieniając na zawsze oblicze okrętowych starć. Skończyły się czasy manewrowania tak, by wbić się dziobem w burtę, umożliwiając piechocie szturm nad relingami, a zaczęło się manewrowanie takie, by statek mógł poczęstować biednego wroga wszystkim, co oferowała jego własna burta. Na zmianie tej skorzystały przede wszystkim te nacje, które od dawna pielęgnowały swoje morskie tradycje.
„Dobra marynarka wojenna nie stanowi prowokacji do wojny, ale najlepszą gwarancję pokoju”. – Theodore Roosevelt
„Marynarka wojenna ma tradycję i przyszłość – z dumą i wiarą spoglądamy w obu kierunkach”. – Arleigh Burke
Ludzkość toczy nawodne bitwy już od ponad trzech tysiącleci, a pierwszym takim udokumentowanym morskim starciem było według źródeł rozgromienie przez Suppiluliumę, króla Hetytów, cypryjskiej floty i podpalenie ich jednostek handlowych. Tak rozpoczęła się długa marynarska tradycja nawodnych starć i plądrowania morskich szlaków handlowych niefortunnych sąsiadów.
Oczywiście to cywilizacje z rozwiniętymi liniami brzegowymi lub sporą liczbą wysp zwykły (choć nie zawsze) rozwijać tradycję barwienia morza czerwienią, zanim zdążyli się tego nauczyć ich bardziej pechowi sąsiedzi. I tak wiosłowe okręty starożytnej Grecji oraz Kartaginy opanowały Morze Śródziemne, taranując lub abordażując (czyli mordując się podobnie jak armie na suchym lądzie) przemierzające akwen statki przeciwników. W starodawnych Chinach opracowano bojowe dżonki, ale pełnoprawna chińska flota musiała poczekać na swe narodziny aż do XII wieku, kiedy rządy sprawowała dynastia Song. W międzyczasie prymat na okolicznych morzach wiodła dynastia Chola ze średniowiecznych Indii.
Kiedy przez Europę przetaczał się średniowieczny walec, część jej nacji cieszyła się już dumnymi marynarskimi tradycjami: Wikingowie, Holendrzy, Hiszpanie czy Portugalczycy. Pozwoliło im to na odkrywanie odległych krain i wyrzynanie rdzennej ludności, by zrobić miejsce na osady dla Europejczyków. Kogi, karawele i karaki nie tylko odesłały do lamusa jednostki wiosłowe, ale były też zdolne do przemierzania bezmiarów otwartych mórz. Nikogo też raczej nie zaskoczyło, kiedy te obeznane z falami królestwa zdołały zorganizować imponujące morskie imperia handlowe, gdy średniowiecze poczęło ustępować renesansowi.
Później pojawił się proch strzelniczy, zmieniając na zawsze oblicze okrętowych starć. Skończyły się czasy manewrowania tak, by wbić się dziobem w burtę, umożliwiając piechocie szturm nad relingami, a zaczęło się manewrowanie takie, by statek mógł poczęstować biednego wroga wszystkim, co oferowała jego własna burta. Na zmianie tej skorzystały przede wszystkim te nacje, które od dawna pielęgnowały swoje morskie tradycje.
„Dobra marynarka wojenna nie stanowi prowokacji do wojny, ale najlepszą gwarancję pokoju”. – Theodore Roosevelt
„Marynarka wojenna ma tradycję i przyszłość – z dumą i wiarą spoglądamy w obu kierunkach”. – Arleigh Burke